Pojęcie szacunku i wdzięczności wśród najmłodszych
W swojej pracy chcę poruszyć problem „wdzięczności” i „szacunku”, który dla większości dzieci jest pojęciem abstrakcyjnym. Pracuję w przedszkolu już ponad 25 lat i z coraz to większą obawą i niepokojem obserwuję dzieci w relacji z rodzicami i dziadkami, czy nawet starszym rodzeństwem.
Obserwuję zachowania się dzieci i rodziców podczas przyprowadzania i odbierania ich z przedszkola oraz podczas różnych uroczystości organizowanych w przedszkolu. W takich chwilach następuje całkowita „metamorfoza” niektórych dzieci. I tak ze spokojnego, uśmiechniętego przedszkolaka przeobraża się w postać zupełnie inną. Jego twarz staje się „zachmurzona”, „buzia pyskuje, przedrzeźnia ile się da”, wszystkie zapytania pozostają bez odpowiedzi lub są na „nie”. Gdy po jakimś czasie dziecko znajduje się już w szatni, siedzi na ławeczce i następuje według mnie to najgorsze. Siedząc dalej „królewna lub królewicz” daje się zadowolić przyniesionym słodyczem, zabawką, wystawia nogi, ręce i rodzic (lub inna osoba) ubiera swoja pociechę, zadowolony, że w końcu mu się udało.
Innym razem jest tak, że dziecko używa takiego języka, którego nie powstydziłby się nie jeden dorosły, w negatywnym jego znaczeniu. Słyszę, np. „ty babucho”, „zamknij się”, „daj mi spokój”, „odczep się” itd., a babcia na to „uspokój się mój wnusiu, już kończę cię ubierać”. W końcu oboje są gotowi do wyjścia – wnuczek biegnie a babcia spocona, zmęczona podąża za swoim kochanym wnukiem lub wnuczką. Takich sytuacji lub im podobnych (np. bieganie, łapanie dziecka w szatni, babcia klęczy na posadzce i ubiera swoją jedną wnuczkę, która coś burczy pod nosem...itp.) można zobaczyć nie tylko w przedszkolu ale i w innych miejscach publicznych – place zabaw, sklepy itp. Zastanawiam się bardzo często czy za takie postępowanie swoich dzieci winić rodziców, dziadków czy sytuacja ich do tego zmusiła, że dzieci nie wiedzą w ogóle do czego to odnieść, jak to się ma w rzeczywistości, w zwykłym, normalnym życiu codziennym?
Od momentu kiedy zostajemy rodzicami, tak mi się przynajmniej wydaje, powinniśmy uczyć swoje dzieci wdzięczności za to co inni dla nich robią. A więc dla kelnerki, która przyniosła im sok czy lody, dla nas kiedy im pomagamy i dla wielu podobnych osób. Nauczenie się doceniania czegoś to nie to samo, co nauczenie się, że trzeba powiedzieć „dziękuję”. Myślę, że aby rzeczywiście odczuwać wdzięczność dziecko musi naprawdę zrozumieć istotę i wartość tego, co się dla niego zrobiło. To może być coś tak konkretnego, jak nowa zabawka albo dom, ale też zupełnie nieuchwytnego, jak zaufanie rodziców lub przyjaźń. Młody człowiek, który rozumie wartość tego co mu oferowano powie „dziękuję” nie dlatego, że przypomniało mu się o tym tysiąc razy, ale faktycznie czuje wdzięczność i wie, że może ją wyrazić wypowiadając te słowa. Ma także świadomość, że w ten sposób wzmacnia się więź z drugim człowiekiem. Jeśli chcemy, by nasze pociechy potrafiły być wdzięczne musimy wyposażyć je w wiedzę, która umożliwi im rozróżnienie, co jest wartościowym działaniem na ich korzyść, a co nie. Informacje na ten temat w sposób automatyczny przekazywane są bezpośrednio przez nas rodziców, opiekunów.
Jeśli chcemy, aby nasze dziecko umiało odczuwać wdzięczność, nie możemy natychmiast spełniać każdej jego zachcianki, kaprysu czy pomysłów na przyszłość. Wielokrotnie w zwykłym, codziennym życiu spotykamy się z sytuacjami, które dają nam szansę na wykształcenie tej cechy. Jeśli na przykład któreś z nas (rodziców, dziadków) rozmawia przez telefon, zamiast pozwalać dziecku by nam nie przeszkadzało (wygląda na to, że każdy maluch na świecie potrzebuje rodzica najbardziej właśnie w tym momencie) powinniśmy wytłumaczyć jasno, że będzie musiało poczekać dopóki nie skończymy rozmawiać z osobą przy telefonie. Powinniśmy wyjaśnić też, że nasza uwaga jest czymś, co ofiarowujemy drugiemu człowiekowi, czymś wartościowym i godnym szacunku. Zniecierpliwienie jakie na pewno będzie odczuwało dziecko czekając aż skończymy rozmowę pomoże mu w docenieniu nas i innych ludzi oraz to, co dla niego robimy. Dziecko, którego wszystkie zachcianki są spełniane natychmiast bez żadnego wysiłku z jego strony, nie będzie umiało tego uszanować a jego bycie stanie się uboższe gdyż ograniczone jest do własnej osoby. Oczywiście nie należy mu żałować wyrazów miłości, ale z umiarem trzeba dawać prezenty i nie stawiać się na każde zawołanie. I wtedy nauczymy nasze pociechy wdzięczności za miłe gesty z naszej strony. Traktujmy z respektem myśli, uczucia i osobiste prawa naszych dzieci. To prowadzi do wzajemnego poszanowania i uznania, które jest podstawą zaufania i nienaruszalności więzi w relacji rodzice - dziecko.
Pojecie szacunku często jest błędnie interpretowane jako posłuszeństwo. W rzeczywistości oznacza respekt, uznanie, poważanie lub miłość. Istniejący w naszej świadomości bardzo silny związek pomiędzy szacunkiem i posłuszeństwem, przynajmniej tak mi się wydaje, wynika z tego, że posłuszeństwo przez długi czas egzekwowano strachem („zrobisz to, bo jak nie...”), a dzieci szanują siłę, której się obawiają. I problem polega na tym, że w takiej sytuacji uczą się bardziej szanować siłę i władzę niż człowieka, wiedzę i więzi międzyludzkie. Jeśli dzieci dorastają w rodzinach, w których hołduje się takiemu systemowi wychowania, często uczą się bić młodszych i słabszych, ponieważ jak wszyscy ludzie, także szukają szacunku a znają tylko jedną drogę prowadzącą do zdobycia go.
Jeśli chcemy nauczyć nasze dzieci poszanowania dla innych ludzi, zasad i obyczajów społecznych, autorytetów i wiedzy, musimy im uświadomić co nazywamy „prawdziwym szacunkiem”. Tu właśnie chodzi o szacunek dla innych i wartości, dzięki którym dziecko podejmuje takie, a nie inne decyzje i działania, nie zaś o strach i siłę. Nauczone prawdziwego szacunku dziecko będzie przywiązywało wagę do drugiego człowieka, do dobra i zła oraz zasad działania w społeczeństwie i środowisku. W związku z tym będzie na ogół posłuszne, ponieważ wie, że tak należy się zachowywać, dba o to, jak jego czyny mogą odebrać inni ludzie, i potrafi zastanowić się nad konsekwencjami swojego działania.
Najszybszym sposobem, żeby zyskać czyjś szacunek, jest okazanie go tej osobie. Uwagę tę szczególnie powinni wziąć sobie do serca ci, którzy sądzą, że respekt opiera się wyłącznie na sile (począwszy od najmłodszych do osób dorosłych). Rodzice, nauczyciele, opiekunowie zyskują sobie poważanie dzieci właśnie wtedy, kiedy traktują je z szacunkiem i w zamian oczekują tego samego. W ten sposób nie tylko pokazują co to takiego, ale jednocześnie uczą okazywania wzajemności, troskliwości i wrażliwości. Matka czy ojciec, którzy przestaną karać dziecko, także mogą zdobyć jego szacunek jeśli zadbają o to, by je czegoś nauczyć, niż by je zawstydzić lub upokorzyć. Maluch, którego dorośli nie poważają, będzie prawdopodobnie tak samo traktować innych. I odwrotnie, młoda osoba obdarzona szacunkiem i troską, będzie miała dobrą motywację, by zachowywać się tak w stosunku do bliźnich.
Pewna matka opowiedziała mi sytuację, która właściwie mówi sama za siebie. Jej mąż krzyczy na syna, wyrzucając, że zachowuje się jak niedojrzały idiota, ponieważ wciąż dokucza młodszej siostrze i przezywa ją. Mimo najlepszych intencji, ojciec właśnie udzielał dziecku raczej mało chwalebnej czy pouczającej lekcji, jak nie szanować innych. I takich sytuacji jest bardzo wiele w rodzinach. Myślę, że prawdziwy szacunek obejmuje uznanie dla życia, dla własności, dla nas samych, dla dorosłych, dla dzieci oraz dla praw, jakie mają ludzie. Dzieci oprócz wiedzy powinny rozwinąć także umiejętność wyrażania wdzięczności w różny sposób, a więc powiedzieć „dziękuję”, szczególnie dbać o cenny podarunek, zrewanżować się okazaniem miłości i przywiązania do rodziny, przyjaciół, sąsiadów. A tego wszystkiego mogą się nauczyć od dorosłego przez instruowanie, własny wzór i kierowanie się zasadami wyznaczonymi w życiu.
Opracowała: Helena Borsuk